Boję się ciszy – co mam z tym zrobić?

Nienawidzę ciszy, ale jednocześnie ją kocham. Często jej pragnę, a gdy już przychodzi to ją przerywam. Tak naprawdę to boję się ciszy. Stawania sama przed sobą. Zostawania samej ze swoimi myślami. Mam różne wspomnienia z ciszą,  część jest trudna, a część przyjemna. Tęsknie za ciszą, ale boję się w niej być. Jakie masz wspomnienia lub skojarzenia z ciszą?

Wspomnienia ciszy

Pamiętam, że wiele wieczorów i nocy spędzałam w „ciszy”. Tej ciszy zawsze towarzyszyła mi muzyka, ale cisza panowała w domu. Uwielbiałam siedzieć do późnych godzin nocnych, gdy wszyscy spali. Cisza panująca w domu pozwalała mi na wiele przemyśleń lub możliwości na tworzenie różnych rzeczy. Kochałam tę ciszę. Ja i moje myśli w towarzystwie muzyki, a czasami w towarzystwie drugiej osoby. To stało się wspomnieniem na długie miesiące, gdy miejsce zajęły myśli samobójcze. W pewnym momencie cisza stała się nawet zabójcza. Do dzisiaj nie mogę sobie pozwolić na samotne wieczory i noce, bo moje myśli dążą do unicestwienia. Pozostała Za nią tylko tęsknota.

W czasie długich wieczorów pisałam wszystkie opowiadania do szkoły, powstawały plany i pomysły na moją przyszłość. Czasami godzinami oglądałam filmy lub grałam na konsoli. Letnie wieczory czasami spędzałam w towarzystwie innych osób. Na te wspomnienia pojawia mi się uśmiech, gdy to piszę.

Cisza i samotność sprawia, że pojawiają się myśli samobójcze i autodestrukcyjne

Nie potrafię wskazać momentu, w którym cisza i samotność stała dla mnie niebezpieczna. Często miałam wiele myśli odnośnie sensu życia i tego kim jestem. Zdarzało mi się rozpamiętywać trudne sytuacje z mojego życia, ale w pewnym momencie nie robiłam nic innego. Przyszedł moment, w którym rozmyślałam nad wszystkimi porażkami, trudnościami, a do tego doszły zaburzenia snu. Przestałam się wysypiać, a raczej miałam problem z zaśnięciem. Długo zrzucałam winę na okres dojrzewania. Później na pracę i szkołę. Ilość moich zajęć i obowiązków była wykańczająca. Choć byłam zmęczona, nie potrafiłam zasnąć. To sprawiało, że wpadałam w błędne koło. Nie potrafiłam się wyluzować, tylko myślałam o tym, że znowu się nie wyśpię. No i nie wysypiałam się dobrych kilkanaście miesięcy.

Ten czas sprawił, że moje myśli samobójcze zaczęły narastać. Doszła autoagresja i płacz, który umożliwiał mi zaśnięcie. Myśli samobójcze, autoagresja i rozpamiętywanie trudnych doświadczeń sprawiały, że płakałam, a to mnie męczyło do tego stopnia, że zasypiałam.

Dzisiaj każdy wieczór spędzony w ciszy, gdy wszyscy śpią wywołuje u mnie spadek nastroju i myśli samobójcze. Chociaż chciałabym posiedzieć dłużej, szczególnie teraz, gdy mój organizm woli pracować wieczorem to nie mogę. Boję się ciszy i samotności. Wolę ten lęk przespać biorąc dodatkowe leki.

Boję się ciszy w relacji

Najtrudniejsze, dla mnie, w poznawaniu nowych osób jest to, że między nami będzie cisza. Nie znajdziemy wspólnego tematu do rozmowy. Dla wielu ta cisza może być niezręczna, ale dla mnie ta cisza rośnie do ogromnych wymiarów i pojawia się mnóstwo myśli, które prawdopodobnie nawet nie występują u drugiej osoby. Przykład?

Są to myśli, w których ktoś mnie ocenia i nie akceptuje. „Jestem nudna”; „nie polubią mnie”; „więcej się nie spotkamy”; „pewnie żałuje, że się spotkaliśmy”

„Siedzieć w ciszy trzeba się nauczyć”

Wiele razy to słyszałam. Niektórzy próbowali mi tłumaczyć i pokazywać, że można być w relacji i nie rozmawiać cały czas, bo cisza również jest potrzebna. Nadal trudno jest mi to zaakceptować, choć w niektórych sytuacjach mi to nie przeszkadza. Najtrudniejsze dla mnie jest bycie 1:1 i moment ciszy. To potrafię zaakceptować tylko przy swoim partnerze.

Siedzenia w ciszy bardzo chciał mnie nauczyć pierwszy terapeuta. Mam wrażenie, że to obrał sobie za główny cel. Nienawidziłam chodzenia na terapię. Płakałam przed i po sesji terapeutycznej. Wiedziałam, że muszę przygotować tematy, żeby nie dopuścić do ciszy, a jednocześnie nie chciałam o niczym rozmawiać. Ze względu na brak pomocy ze strony terapeuty siedzieliśmy w ciszy. W tej ciszy, która mnie niszczyła od środka, szczególnie mnie złościła. W tamtej relacji czułam się niezaopiekowana. Przyszłam do osoby z prośbą o pomoc i jej nie dostałam. Co więcej myśli o braku akceptacji i ocenie mojej osoby pogłębiały się. Czułam się beznadziejna, bo nie potrafiłam rozmawiać, sądziłam, że to po mojej stronie leży wina tej ciszy w gabinecie.

Przed każdą sesją czuję lęk

Ten lęk dotyczy głównie tego, że będziemy milczeć. Często boję się tematów jakie poruszymy, ale zdecydowanie boję się ciszy. Choć dobrze się czuję w obecności terapeuty to i tak cisza mnie przeraża. Zdarza się, że lęk i złe samopoczucie sprawiają, że mnie paraliżuję i nie chcę rozmawiać. Myślę wtedy o tym żeby wyjść w trakcie sesji. Jednak zawsze szkoda mi poświęconego czasu na dojazd i pieniędzy za sesję, z której nie skorzystam.

Czasami lęk mija po kilku minutach rozmowy, a czasami wychodzę z tym napięciem z gabinetu i dopiero w drodze do auta czuję jak moje ciało się rozluźnia. Często rozmawiamy na ten temat z terapeutą. I to jest super, bo nie zostaję tym sama. Czuję się wspierana przez terapeutę.