Studia a zaburzenia psychiczne
Codzienność z zaburzeniami psychicznymi nie jest łatwa. Trzeba przewartościować swoje życie, a na dodatek nauczyć się prosić o pomoc. Rozpoczęłam studia bez diagnozy. Zaczynałam studia w chwili kiedy byłam najbardziej pracowita, a raczej oddałam się pracoholizmowi. Na drugim roku otrzymałam diagnozę i dzisiaj mogę odpowiedzieć na wyszukiwane hasło w przeglądarce – studia a zaburzenia psychiczne.
Rekrutacja na studia
Gdy przyszedł czas zapisywania się na studia wszystko było mi obojętne. Zawsze chciałam pracować jako wychowawca młodzieży. Do dzisiaj uważam, że mam do tego predyspozycję, jednak po trzech latach studiowania doszłam do wniosku, że jednak nie jest to praca, w której chciałabym spędzić kolejne 40 lat do emerytury – z wielu powodów.
Zapisałam się na ostatni moment na studia dzienne – nie dostałam się. Doszłam do wniosku, że nawet nie chcę studiować dziennie, a zaocznie, bo chcę iść do pracy. W drugiej turze dostałam się na studia licencjackie – pedagogika na Uniwersytecie Śląskim w trybie niestacjonarnym.
Zapisywałam się na studia na ostatni moment i bez przekonania. Dzisiaj pamiętam to wszystko jako obojętność, ale jednocześnie bałam się, że się nie dostanę i co ja zrobię?! Rok przerwy dla mnie nie wchodził w grę.
Zanim się zapisywałam na Uniwersytet Śląski to chciałam studiować w Lublinie. Zakochałam się w tym mieście i chciałam tam studiować teologię na KUL. To był moment w moim życiu, w którym moim planem było wyjechać ze Śląska, zerwać wszelkie kontakty i być samotnikiem w innym województwie. Dzisiaj wiem, że to był mój destrukcyjny plan na siebie. Sama bym nie przetrwała ze sobą. Jedyne co mnie przed tym powstrzymało to lęk, ale też fakt, że byłam z Bartkiem w związku.
Pierwszy rok studiów
Na pierwszym roku czułam się zagubiona. Nie wiedziałam co mam robić, co załatwiać. To już nie była szkoła. Tutaj już nie było nauczycieli, którzy za Tobą chodzili… Z czasem ogarnęłam, że w dziekanacie niewiele się dowiem, że warto mieć znajomych i dogadywać się na temat notatek i wzajemnie sobie pomagać.
Idąc na studia postanowiłam, że nie będę z nikim się kolegować. Będę sama wszystko ogarniać… Szybko przekonałam się, że tak się po prostu nie da. Dzisiaj wiem, dlaczego tak postanowiłam. Spowodowane to było faktem, że bałam się braku akceptacji i odrzucenia. Bałam się też ludzi. Trudno jest nie działać w grupie na studiach – prace grupowe lub w parach, wymienianie się notatkami oraz wzajemne informowanie się o różnych sprawach. Dzisiaj nie wyobrażam sobie jak miałabym przetrwać studia bez pomocy innych osób w grupie.
Na pierwszym roku prawie co weekend spędzałam czas na uczelni 8:00 – 18:45 czasami do 16:45. Zdarzało się, że mieliśmy wykłady w piątki popołudniu 16:00 – 19:15. Oprócz studiów swój czas spędzałam w pracy – bardzo często od 6:00 – 23:00 z przerwą na około 1,5h żeby coś zjeść i z jednej pracy pojechać do drugiej. Rzadko miałam cały dzień wolny. Zdarzało się pół dnia wolnego, albo kilka godzin. Wtedy zazwyczaj się uczyłam, albo spędzałam czas na robieniu czegokolwiek. Dużo czasu spędzałam też w kościele. To był czas, gdy potrafiłam przychodzić na 6:30 na msze i od razu po niej jechać na uczelnie.
Nie byłam świadoma tego, co się ze mną dzieje
Oddawałam się nauce i pracy. Spałam mało godzin. Część osób była dumna – taka pracowita osoba; inni stawiali mnie jako wzór – praca, studia i kościół. Część osób krytykowała, bo nigdy nie miałam dla innych czasu. To był czas, w którym zniszczyłam wiele relacji, bo nie miałam dla nich czasu. Z czasem przestałam być zapraszana na różne spotkania, bo inni już zakładali, że jestem w pracy lub robię coś w kościele.
Prawda była taka, że pracowałam, bo to podnosiło moją wartość. Wartość w moich oczach. Im większa wypłata tym lepiej się czułam. Po drugie, gdy coś robiłam to nie myślałam o swoich problemach. To była ucieczka od tego, co działo się w mojej głowie. Dramat znowu rozgrywał się za zamkniętymi drzwiami pokoju, gdy nie potrafiłam zasnąć, albo nie potrafiłam się obudzić do pracy. Czasami dramatem było to, że było mi przykro, że ludzie wokół mnie się spotykali, a ja nie. Zdarzało się, że miałam wolne, ale nikt mnie nie zaprosił. Dzisiaj nie dziwię się tym osobom.
Zapracowywałam się i jedyne, co z tego mam to samochód i większe problemy ze zdrowiem psychicznym. Jasne, że jest więcej plusów – poznałam nowych ludzi, zdobyłam różne umiejętności, nie musiałam się martwić o pieniądze. Jednak nie rozumiałam tego, co się ze mną dzieje. Śmiałam się, gdy ktoś mi mówił, że przesadzam i powinnam odpocząć. Denerwowało mnie to. Potrafiliśmy jechać na trzydniową wycieczkę z dziećmi i potrafiłam działać na pełnych obrotach i spać 5h w ciągu tych trzech dni.
Praca była moim sposobem na ucieczkę od myśli samobójczych i wszystkich innych problemów. Nie potrzebowałam snu. Dopiero w pewnym momencie wszystko się odwróciło i nagle potrafiłam spać całą noc i cały dzień.
Studia a zaburzenia psychiczne
Na drugim roku miałam już diagnozę – depresja. To był okres, gdy wszystko zaczęło się sypać. Dobór leków, psychoterapia… Na początku się z tym ukrywałam, później zmiana lekarza, psychoterapeuty, leków. Wyprowadziłam się z domu rodzinnego, zmarł dziadek dzień przed pożegnaniem się z nim… Myślałam, że nie zdam studiów. Świat mi się walił, a wykładowcy tylko dokładali do pieca. Już prawie załatwiłam IOS i wybuchła pandemia. To ona uratowała mnie jeśli chodzi o studia. Pandemia i pomoc bliskich oraz osób z grupy, którzy podsyłali mi notatki i cierpliwie odpowiadali na pytania: Kiedy? Co? Na co?
Drugi rok i trzeci rok przetrwałam, ale dało się. Jednak zdecydowanie pandemia i zajęcia online ułatwiły mi sprawę. Do tego fakt, że byłam w tej uprzywilejowanej grupie i przez długi czas nie pracowałam, więc mogłam większą uwagę poświęcić nauce.
Sesja w szpitalu psychiatrycznym
Do szpitala psychiatrycznego trafiłam w styczniu, a więc miałam w tym czasie dwa zaliczenia. Szczerze powiem, że nie są to najlepsze warunki. Na szczęście nie były to zaliczenia ustne, więc dało się przejść. Jednak trudno jest się skupić, a co więcej – nauczyć! Najważniejsze jest to, że można. Udało mi się zaliczyć sesję zimową mimo pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Większym problemem było pisanie pracy licencjackiej, ale u mnie to była kwestia jednego maila z promotor, że jestem w szpitalu, a moja praca jest na takim i takim etapie.
Obrona pracy dyplomowej a zaburzenia psychiczne
To wydarzenie wspominam jako najbardziej stresujące wydarzenie w moim życiu. To sprawiło, że przez miesiąc brałam leki na uspokojenie, bo czułam tak silny lęk na samą myśl o egzaminie. Bardzo się stresowałam, ale jednocześnie jestem z siebie dumna, bo zaczęłam uczyć się dużo wcześniej i dzięki temu ograniczyłam swój stres i zminimalizowałam ryzyko obniżonego samopoczucia. Obroniłam się i cieszę się, że mam to już za sobą. Choć nie obroniłam się na 5 to i tak jestem z siebie dumna, bo wiem jaką wyboistą drogę przeszłam, żeby dotrzeć do dnia obrony. Wiem ile łez wylałam, ile stresu doświadczyłam, a ile razy chciałam rzucić studia? Nie zliczę. Wiele razy chciałam się poddać i kupić pracę dyplomową. Jednak wszystko, co osiągnęłam to moja ciężka praca, bo z depresją codzienność nie jest łatwa… Zdecydowana większość osób stresuje się obroną. Mój lęk wykraczał poza skalę. Moje życie czasami bywa nie do zniesienia, a ten lęk należał do tych, z którym trudno się funkcjonowało.
Najnowsze komentarze